sobota, 19 lipca 2014

Tydzień w singlach #4 (12-19.07.2014r.)

Mamy środek lipca, podstawowym pytaniem w kontekście tego cyklu staje się więc: jest posucha czy nie? Przy czym zagadnienie to jest na tyle banalne, by znaleźć swoją odpowiedź już w samym fakcie zaistnienia tegotygodniowej odsłony. Otóż mamy lato, więc ilościowo może nie jest rewelacyjnie - ale dopóki znajduje się tych kilka singli godnych omówienia, dopóty nie można ogłosić posuchy.

***


The Ting Tings - Wrong Club

Ten zespół szczytowy moment popularności przeżył prawdopodobnie w okolicach debiutu, co patrząc na ich tegoroczny powrót jest prawdopodobnie jedną z większych niesprawiedliwości ostatnich lat. Od samego początku mieli, co prawda, swój urok, lecz dopiero teraz przedstawiają się odbiorcy z prawdziwym muzycznym świadectwem dojrzałości. Znany już od paru tygodni Wrong Club doczekał się mianowicie wideoklipu, domykającego ostatecznie estetyczny pomysł na siebie nowej odsłony Tingsów. To disco-revival, momentami do złudzenia przypominający konstrukcją Get Lucky wiadomego zespołu, lecz wybijający się w ramach tej kliszy na autonomię, idąc zdecydowanie dalej i odważniej od panów w hełmach. Katie White nie robi czysto komercyjnego ruchu w tym kierunku, ona tapiruje włosy i rusza na parkiet wśród vintage laserów, będąc najbardziej wiarygodną dyskotekową królową od lat. I nie sposób nie uwierzyć jej na słowo, że jest dobrze.

8/10.

***

Perfume Genius - Queen

"Don't you know you're queen?". Mike Hadreas, delikatny pan operujący jak nikt inny estetyką kiczowato-homoseksualną nie owija w bawełnę w przekazie w swoim nowym singlu, uderzając słowem prosto między oczy słuchacza - odwrotnie proporcjonalnie do strony muzycznej, która jest prawdopodobnie najbardziej rozbudowaną i bogatą w dziejach tego projektu. Efekt jednak jest w ostatecznym rozrachunku podobny, utwór najprościej można bowiem określić jako "potężny". W dodatku zyskujący z każdym odsłuchem, więc mogę się kiedyś porządnie wstydzić za obecną ocenę, ale cóż... takie wymagania cyklu. Pewne na chwilę obecną jest to, że Perfume Genius na OFF Festivalu właśnie stało się must-see.

7/10.

***


Lykke Li - Gunshot

Tak, jest nowy singiel z ostatniej Lykke. Tak, to ten kawałek z tym rewelacyjnie rytmicznym refrenem. Tak, klip również daje radę. Czasem po prostu brakuje słów na pewne utwory.

Dobrze, że są liczby. 7/10.

***


Joe Bonamassa - Different Shades Of Blue

Na zachodzie bez zmian. Choć może z jedną, paradoksalnie jednak opartą na braku zmian. Joe Bonamassa po prostu dołączył już do Wielkich bluesowej gitary na tyle, że wypracował sobie charakterystyczny styl, w ryzach którego tworzy ładne i dobre kawałki. Nie ma zaskoczeń, elementu eksperymentatorstwa, który jeszcze do niedawna zdarzał wplatać - jest za to pewność od samego początku, że słucha się właśnie jego. I fajna piosenka z akustycznym podbiciem i bardzo udanym, ciepłym refrenem. Głowy nie urywa, myśl "kiedyś to już słyszałem" jest obecna, ale coś za coś. Jest wspomniany wyrobiony już styl, więc pojawiają się i utwory będące jakby jego definicją. Jak właśnie ten, i w tym kontekście to naprawdę udany wybór na singla.

6,5/10.

***


The Drums - Magic Mountain

Drumsi wbrew pozorom stanowią idealny wręcz kontrast z Bonamassą - mimo oczywistych różnic stylistycznych, w przeciwieństwie do niego oni wciąż swoje brzmienie rozbudowują. Kapela, która jeszcze na pierwszym albumie zdawała się być niemal współczesnym rozwinięciem radosnej estetyki Beach Boys, chłopaki ze świetną żyłką do prostych, melodyjnych piosenek na poziomie, z każdym nowym nagraniem ewoluuje w kierunku postpunkowym, do obecnych już na drugim albumie smutków, zacinających basów i melancholii dorzucając tym razem agresję. I wciąż jest nieźle, pozostaje tylko jedno "ale". Novum w postaci zaczepności niestety zbyt często przechodzi w tym nagraniu w zwykły łomot, zagłuszając największą siłę The Drums - melodie. Wciąż dobre, ale w tym wypadku nieco przytłoczone. A szkoda, bo podskórnie ten utwór ma aspiracje na wyższą ocenę, lecz wierzę, że na albumie zostanie to nadrobione. Stać ich.

Jak na razie 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz