To druga notka z rzędu rozpoczynająca się wstępem, opartym głównie na słowie na "h".
Zdaję sobie sprawę z tego, że w obliczu tego faktu zmierzamy w stronę osiągnięcia maksymalnego znośnego nasycenia tym wyrazem, jednocześnie jednak mając nadzieję, że ten punkt jeszcze nie nastąpił. Trudno jest bowiem unikać pewnych sformułowań, kiedy Historia (wielka litera nie jest przypadkowa) naprawdę dzieje się na ludzkich oczach.
W maju bieżącego roku minęło dokładnie 35 lat od zakończenia pierwszego w karierze touru kobiety, której właściwie nie trzeba nawet przedstawiać: Kate Bush. 14 dnia piątego miesiąca roku pańskiego 1979 ostatni występ w londyńskiej hali Hammersmith Odeon (obecnie znanej pod znacznie mniej zachęcającą nazwą sponsora - Eventim Apollo) zamknął "The Tour of Life", serię dwudziestu ośmiu europejskich koncertów, które znacząco wpłynęły na zbudowanie legendy artystki dzięki ich niezwykłemu charakterowi oraz, eufemizując, ekskluzywności. Z biegiem lat okazywało się bowiem, że tournee, łączące w sobie elementy muzyczne, poetyckie i teatralne stało się jej jedynym - kolejne ogłaszane w latach 80. i 90. trasy po kolei odwoływano, zaś niemal kompletne wycofanie się Kate z życia publicznego po albumie
The Red Shoes i zaledwie okazjonalne powroty z nowymi nagraniami zdawały się kompletnie przekreślać nadzieje fanów na jakikolwiek występ na żywo. Integralnym elementem życia są jednak zaskoczenia - i ta sytuacja dowiodła tego w najlepszy możliwy sposób.