Nie planowałem dziś słuchać trzeciego albumu Ramones, naprawdę. Zwłaszcza, że pogoda inspiruje raczej do zagłębienia się w terytoria ruszane zazwyczaj jesienią/zimą z herbatą pod kołdrą. Ale trudno było o inny wybór w obliczu epokowego, smutnego wydarzenia, które miało miejsce wczoraj. Mianowicie wraz z Tommym Ramone oficjalnie na tamten świat odszedł cały oryginalny skład zespołu, który de facto stworzył punk rock. Powodem znowuż rak. Tak więc, skoro ostatni z ojców założycieli nowojorskiej legendy bębni już wyłącznie w niebie, zwyczajnie wypada wręcz przyjrzeć się dziełu, zamykającemu trylogię albumów nagranych w oryginalnym składzie. A jest co podziwiać.
Podziwiać, bo innego słowa nie można użyć w stosunku do albumu, który jest tak niesamowity pod względem spójności, której ani trochę nie przeszkadza wykorzystywanie różnorodnych elementów estetycznych. Rocket To Russia ma swoje momenty czysto punkowe i ostre, ma wręcz popowe hity, ma spokojniejsze, balladowe fragmenty, ma covery wokalnych standardów, ma utwory do tańca - a wszystko to opakowane w garażowe brzmienie, ujmującą bezpośredniość, charakterystyczny wokal, szybkie tempo i długość nie przekraczającą dwóch minut pięćdziesięciu sekund nie tylko w żadnym stopniu się nie rozłazi wewnętrznie. Ba, trudno wręcz o równie zwarty i konsekwentny w swoim charakterze longplay.
Nie lubię wystawiać laurek, bo szybko brakuje mi słów, które w dodatku zdają się banalizować, ale czasem trzeba. W wypadku Rocket To Russia trudno jest nawet wyszczególniać poszczególne utwory, po prostu nie ma tam słabizny. Płyta perfekcyjnie melodyjna, perfekcyjnie w swojej prostocie zagrana, ujmująco bezpośrednia, będąca inspiracją dla całego ruchu punkowego po dziś dzień (wystarczy posłuchać kogokolwiek z tak zwanego nurtu kalifornijskiego). Płyta, do dziś świeża, którą trzeba znać - w sumie lepiej po prostu się zapoznać, niż czytać takie mętne teksty - i której odsłuch pogłębia tylko żałobę po całym oryginalnym składzie. Niech spoczywają w pokoju, wszyscy razem i każdy z osobna.
9,5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz