sobota, 12 lipca 2014

Tydzień w singlach #3 (5-12.07.2014r.)

Po krótkiej przerwie czas powrócić do nieregularnego cyklu, w którym oficjalnie możemy otworzyć okres ubogacania sezonu ogórkowego utworami zapowiadającymi pierwsze jesienne premiery - z korzyścią dla ogólnego poziomu i intensywności oczekiwania na nadejście września. Dowodzi tego dzisiejsza pierwsza trójka, w całości promująca albumy z datą wydania 2-22.09, i w obytrzech przypadkach czyniąca to godnie.

***


Blonde Redhead - Dripping

Ruda Blondyna, jedna z czołowych przedstawicielek amerykańskiej alternatywy, powróci z tej trójeczki najwcześniej, bo już w drugim dniu września, prawdopodobnie otwierając tradycyjną jesienną płytową ofensywę. I osądzając po singlach, uczyni to z należytym rozmachem i poziomem. Album, na którym znajdą się razem bluesujący wymiatacz No More Honey i dzisiejszy bohater, po prostu nie może być słaby - a znając Redhead, zapewne nie będzie. Dripping to pocztówka z bardziej dreampopowej strony ich grania, rozmarzone i odrealnione wokale przenoszące w inny wymiar na tle transowego bitu i bujającego basu, który swoimi kontrami odpowiada za utrzymanie słuchacza w ziemskich klimatach. To narkotyczna i magiczna podróż, którą niestety kończy brutalnie moment wybicia trzeciej minuty i czterdziestej sekundy. To zarazem utwór, który już teraz zyskuje z każdym odsłuchem, a prawdopodobnie w jeszcze większym stopniu zrobi to wkomponowany w całość albumu - co dodatkowo podnosi oczekiwania przed 2.09. Świetne.

8/10.

***


Interpol - All The Rage Back Home

Paul Banks jest z pewnością specyficznym człowiekiem. W największym młodzieńczym wzlocie (trudno pisać o Interpolu bez wspomnienia Turn On The Bright Lights i Obstacle 1) pisał o własnym procesie starzenia, by teraz, z dyskografią bogatszą o 3 kolejne albumy, odnaleźć nagle swój gniew na nową skalę. Nie jest to jednak jakikolwiek zarzut w jego kierunku, przeciwnie - gniew prawdopodobnie wzmógł jego procesy twórcze, bo tak dobrze nowego Interpolu nie słuchało się już od dawna. Już teraz jest lepiej, niż na ostatnim self-titled, pierwszy utwór promujący El Pintor w porównaniu do poprzednika nie zostawia odbiorcy żadnego "ale". Zatopiony na wstępie w pogłosach i ostrych pociągnięciach gitary wokal Banksa od samego początku brzmi jak za najlepszych momentów zespołu, a rozpędzony refren nie pozostawia żadnych złudzeń. Ten singiel mógłby trafić na najsłynniejszy album Interpolu, i choć może nie byłby tam najjaśniejszym punktem, to nie zrobiłby wstydu.

Czy odejście Carlosa Denglera będzie nowym otwarciem dla zespołu? Tego jeszcze nie można przesądzać, ale z pewnością nowa konfiguracja Interpolu jako grupy przekłada się na wzrost formy, czyniąc dzień 8 września jeszcze ciekawszym.

7/10.

***


Alt-J - Left Hand Free

Tak jak Hunger Of The Pine był mistyczną podróżą w klimatyczne terytoria specyficznego nastroju generowanego przez Delty, tak drugi ujawniony utwór bardziej konkretyzuje cel swojej wyprawy. Mianowicie jedziemy nowym Jeepem (lub też innym arcyamerykańskim wozem) przez Stany Zjednoczone. Jest gitarowo, bluesowo wręcz, chwytliwie, a Delta zdaje się dodawać do swojej nazwy dodatkową cząstkę, stając się Deltą Missisipi. I nie jest to złe, nie jest zupełnym odstąpieniem od dawnej formuły, dobrze się tego słucha... ale. Tak, po raz pierwszy pojawia się u nich "ale". Mianowicie jest to niezłe jako dygresja na albumie, ale jednak miło by było, gdyby pozostało dygresją. Niech Alt-J odróżnia się od szeregu innych indie-kapel czymś więcej niż tylko wokalem. A czy tak pozostanie, przekonamy się już 22 września.

6/10.

***


Westchnienie Haremu - Cyniczne Córy Zurychu

Singiel? Kryje się za tym coś więcej? Na to wygląda, skoro wylądował w zestawie do głosowania na Listę Trójki (tak, można narzekać na jej obecną kondycję, ale i tak wszyscy zaglądamy ze względu na markę i zachowywanie wciąż pewnego poziomu), nawet jeśli istniejąca tam tendencja promowania każdego wytworu Artura Andrusa nie musi wcale tego oznaczać. Tym niemniej nieznany utwór AA wypływa właśnie na szersze wody, można się temu przyjrzeć. Choć jest... tak po prawdzie nihil novi. Pan Artur być może potrafi pisać naprawdę zgrabne wersy, ale wielkim wokalistą nigdy nie będzie. Cały jego sukces może opierać się tylko i wyłącznie na dobrej akcji promocyjnej, samej popularności jego osoby, dobrym tekście i chwytliwej melodii. Dwa pierwsze elementy są zachowane, trzeci bywał lepszy, choć momenty ma (tytuł! <3), czwarty jest na miejscu dzięki doświadczonym smyczkom Grupy MoCarta, ładnie i ze swadą parodiując tureckie klimaty muzyczne. Efektem jest sympatyczna piosenka kabaretowa, w mniejszym stopniu ocierająca się o słabiznę niż część Andrusowej płyty, natomiast zapewne nie nadająca się do szerszej promocji. Umówmy się, brak talentu wokalnego można czasem wykorzystywać jako atut, ale do pewnego momentu. Już po kilku odsłuchach przeciągłe wycie AA może stać się początkiem utraty sympatii do utworu, a tekst i melodia nie będą go bronić w nieskończoność. To w końcu jest niezłe, ale do największych geniuszy pieśni żartobliwej, do tych, których utwory się nie zużywają, brakuje Westchnieniu Haremu całkiem sporo.

Na raz, dwa, trzy, raczej nie więcej. 5/10.

***


Frontside i Rogucki - Ewolucja albo śmierć

Zeszłotygodniowa zaległość, dla której nie wypadało tworzyć osobnego artykułu ("Tydzień w singlach", jak sama nazwa wskazuje, wymaga liczby mnogiej, a była lekka posucha), to rzecz zdecydowanie wymagająca. Nie jest w końcu łatwym napisać coś szerzej, choćby kilka zdań, o utworze, który nie jest warty nawet słowa uwagi. 2014 jest zdecydowanie rokiem Piotra Roguckiego jako gwiazdy, która liczbą featuringów i obecnością w mediach nieuchronnie zaczyna zmierzać w kierunku Pitbulla i podobnych, ale w przeciwieństwie do występów u Within Temptation i Marceliny nie da się tu powiedzieć absolutnie nic dobrego, nie ma żadnych pozytywów - może na upartego te efekty w tle przy wejściu refrenu, które choć banalizują i tak już niemożliwie prostą melodię, to jednak są po prostu miłe w odsłuchu. Poza nimi mamy do czynienia z oczywistym kuriozum - komercyjna piosenka antykomercyjna, Rogucki jakby na siłę eksponujący najgorsze warstwy swojego wokalu, i ten usilnie stylizowany na inteligentny tekst, którego autentycznie czasem nie da się słuchać. Frontside przechodzi do mejnstrimu, tracąc na jakości i uwielbieniu fanów, a wąsaty Roguc w złotym dresie i różowych crocsach szydzi ze swojej obecności w tymże głównym nurcie - co swoją drogą jest pozytywem o tyle, że dystans zawsze jest w cenie. Poza tym widać, że chłopaki dobrze się bawili, kręcąc klip, a wszystko zostaje w rodzinie Must Be The Music, której należy się to za najlepszy z muzycznych talent show. Melodyjnie, wokalnie, tekstowo - niestety, jakkolwiek hejtersko to nie brzmi, ale tandetny koszmarek, którego należy unikać.

2/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz